środa, 7 listopada 2012

Orfeo ed Euridice I


 Juuupi!! Kolejna część Orfeza i Dyki!! Z góry przepraszam za wszystkie błędy i dziękuję za wszystko wszystkim ^^




 ****************************



Zapomnij.
Zapomnij o nim.
Zapomnij o nim i o wszystkim.
 Zapomnij o nim.
Zapomnij.
- Nigdy! 
Eurydyka zeskoczyła z łóżka. Jej długie, szare włosy zabłysnęły w świetle księżyca. Była bliska odkrycia prawdy. Tak bliska... Ale musiała jej przeszkodzić Artemida. Bogini łowów prześladuje ją co noc i karze zapomnieć.
- Nigdy! Kocham go!! Nie zabierzesz mi miłości.
Oparła się ciężko o ścianę. Zaczęła cicho łkać. Zasłoniła twarz dłońmi. Powoli osunęła się na podłogę. Jej suknia zabarwiła się na czerwono.
Krew.
Czysta krew barwi jego pracę.
A ja sama na to pozwalam.
Wstała, otarła mokre policzki i wyszła z sypialni. Szła cicho korytarzami. minęła śpiącego Dionizosa. Jej bose stopy nie wytwarzały żadnych dźwięków. Chrapanie Chirona oddalało się pustym echem. Delikatnie pchnęła drzwi i wyszła. Widziała lepiej. Jest driadą i będzie driadą. Chyba...
Nie, dziecko. Jesteś moim jedynym skarbem. Nie rób tego.
- Muszę.
Eurydyka stanęła na gołej ziemi. Gdy jej stopa złączyła się z podłożem, pojawiły się kwiaty. Mnóstwo kwiatów. Szła powoli przez połacie ziemi. Szła i weszła do domku Hery. Posąg bogini patrzył na nią groźnie. Minęła go niewzruszona i siadła na czarnym piedestale. Podłoga się zatrzęsła. Rozbiła się na kilka części. Ze szpar wybiegły chmary owadów. Pstryknęła palcami. Pierwsza salwa zwierząt padła zabita. Ze szpary poczęły się wydobywać większe zwierzęta. Driada pstryknęła jeszcze raz. Znowu zginęły. Szpara stała się pusta.
Wejście do Hadesu. Tam powinnam być.
Machnęła ręką, by odepchnąć martwe zwierzęta. Postawiła kilka kroków w stronę Podziemia. Jasne światło z posągu Hery zasklepiło podłogę.
- Nie powstrzymacie mnie!!
Wystawiła obie ręce przed siebie. Zamknęła oczy. Z jej dłoni wydobywało się czerwone światło. Powoli i równo złączyła pięści. Trzymała teraz czerwone ostrze. Wbiła je w podłogę. Po sali rozpierzchł się krzyk bogini. W dali dało się słyszeć odgłos kopyt Chirona. Musiała się spieszyć. Wbiła ostrze głębiej. Kolejny krzyk.
- Eurydyko!
Od ostrza odciągnął ją mężczyzna. Nie szarpała się. Wiedziała, że jeśli to zrobi, to on sprowadzi na jej ciało ból. Pozwoliła się zaprowadzić na łąkę przed domkami. Czuła, jak igła wbija się w jej ramię. Czuła narkozę, która coraz szybciej ogarniała jej ciało. Zasypiała. Ale zrobiła swoje. Należy jej się odpoczynek...

Wstał, bo zmienić opatrunek na jej czole. Była za słaba, by iść do swojej matki. Odłożył zakrwawiony ręcznik. Do sali chorych wszedł centaur. Westchnął nad leżącą Eurydyką i zaczął rozmowę:
- Jej stan się pogarsza. Co widzisz, Orfezie.
- Skrzydła okryły jej ciało. Jest już tak słaba, że chce zejść do Tartaru. To źle.
- To bardzo źle. Jak myślisz, - Centaur zacisnął palce na mieczu - czy Kronos pragnie jej samej, czy tylko broni, jaką w sobie nosi?
Orfez zasłonił śpiącą dziewczynę. Odeszli na kilka kroków od niej.
- Myślę, że - przejechał palcami włosy - chce mnie.
Nastała niezręczna cisza, której nikt nie chciał przerwać. Obydwoje wiedzieli, że Kronos chce posiąść wzrok syna Ananke. Widział dusze, ich stany emocjonalne. Wiedział, że każdy coś ukrywa, ale przed nim nic nie ukryje. Był jedynym w historii świata, który znał każdego na wylot. A Eurydyka... Kronos nie musiał wbijać się do jej świadomości. Wiedział, że kocha Orfeza ponad i wykorzystał to.
- Musimy udać się do jej matki. Musimy udać się do Chaosu. W głębi ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz