czwartek, 22 listopada 2012

Orfeo ed Euridice III

 Przeprasam, że takie krótkie, ale mam zarwanie głowy. Nauczyciele jakieś projekty w 2 klasach wymyślili i nie mam zbytnio czasu. Ale jest. Czekam na pytania.

************



Ciemność. Czarna i ogromna. Długie włosy szeleszczące w jaskini. Śmierć. Koniec. Nie wiedziała, jak to się zakończy. Musiała go znaleźć. Musiała go poskromić. 
Wycie.
Kwasowy oddech i zaostrzone pazury.
Potrójne sapanie.
Zaczęła biec. Jak długo już szuka tego miejsca? Nie wie. Potknęła się. Ból przeszył jej kostkę. Nie mogła się poddać. Wstała i biegła dalej. Płakała ale nie przestawała.Odgłos twardych łap odbijał się echem po jaskini. Modliła się. Nie do matki. Nie do Zeusa. Do Hadesa.
Wysłuchaj mnie.
Wysłuchaj mnie choć raz.
Wysłuchaj mnie choć raz i pomóż mi.
Wysłuchaj mnie choć raz.
Wysłuchaj mnie.
Poczuła dziwny chłód. Ktoś ją złapał. Było za ciemno, by widzieć jego twarz. Przerażający chłód trwał kilka sekund. Zacisnęła powieki.
Upadła. Otworzyła oczy. Wokół stały szkielety. Uzbrojone. Przeszedł po niej dreszcz. Trzymająca ją osoba osunęła się na podłogę. Oddychała ciężko. Chłopak. Czarne włosy zasłaniały przymknięte powieki. Słyszała jego wątłe serce. Nie potrafiła leczyć. Ale mogła uspokoić. Wsunęła dłoń pod skórzaną kurtkę. Serce zwolniło. Spał.
- Czego ode mnie chcesz, Eurydyko.
Gwałtownie odwróciła głowę w stronę siedzącego boga. Wstała, by potem się ukłonić.
- Chcę pokoju. Pokoju, który zarządziła moja matka. Między wami wszystkimi.
Władca podziemi wstał i podszedł do dziewczyny. Spojrzał na nią i minął ją. Uklęknął przy swoim synu. Położył mu dłoń na czole. Chłopak gwałtownie wciągnął powietrze. Pochylił się i kaszlał. Z jego ust leciała krew. Wypluł ją i przetarł usta.
- Pokoju, mówisz? Niech Apollo uleczy Nica. Podróże cieniem coraz gorzej na niego działają. Wtedy pogodzę się ze wszystkimi, nawet moimi braćmi.

Orfeusz minął ciemny zaułek. Jeszcze tylko kilka metrów.  Dotrze do niego. Nagle czarny cień przebiegł przed nim. Wyjął miecz zza pasa. Cień przebiegł jeszcze raz. Gwałtownie oparł się o ścianę. Cisza. Cisza...
To źle. To bardzo źle.
Cień opadł na niego. Nie był ciężki. Syn Ananke z łatwością zrzucił go z siebie. Warknął. Heros miał przed sobą białego psa. Czerwone ślepia iskrzyły się na sierści. Był ogromny. Długie, umięśnione łapy podtrzymywały równie umięśnione cielsko. Twardy, szybko poruszający się ogon ciął powietrze. I jeszcze te śnieżnobiałe kły. Ostre niczym brzytwy. Zraniłyby tylko za dotknięciem.
Zwierze pochyliło przed nim głowę. Nie wiedział, co ten gest ma oznaczać. Wstał, ale pies znów warknął, na co znów usiadł na ziemi. Złożył nogi po turecku i zaczął się modlić.
Matko.
Matko moja.
Matko moja, pomóż
Matko moja.
Matko.
Nie wiedział, że patrzy na kogoś, kogo zna. Zamknął oczy. Powtórzył jeszcze raz modlitwę. Cichy szelest zdezorientował go. Powoli rozchylił powieki.
Kobieta. Białe włosy były krótko obcięte. Cera jasna, bez żadnych znaków starzenia się, czy pieg. Pełne, czerwone usta. Prosty nos. Czerwone oczy. Suknia sięgająca do kolan. Biała suknia.
- Synu. Pomogę ci.
Wstał i uchylił przed nią głowę. Nabrał powietrza by mówić, ale nie mógł wydobyć z siebie słowa. Wypuścił je z płuc. Wciągnął zapach uliczny, ale tym razem powoli dobrał słowa.
- Dziękuję ci... Matko... Ja... My... Chcemy pogodzić ich... Ale każdy z nich coś chce... Dlaczego?
Podniósł głowę, by przejrzeć jej duszę. Równie białe skrzydła oplotły ją szczelnie. Nie mógł dojrzeć nic w jej sercu.
- Synu. Jestem boginią zaślepienia. Nie przejrzysz mnie. - uśmiechnęła się opiekuńczo - Tak samo, jak ciebie nikt nie przejrzy. Docierasz do dusz, ale one chcą czegoś w zamian. Nic nie zrobisz.
Zaczęła się rozmazywać. Białe opary chyliły do snu. Widział tylko ciemność.
Nie wygrasz. Nie wygrasz. Nie wygrasz...

czwartek, 8 listopada 2012

Orfeo ed Euridice II

 Kolejna część... Tym razem bez kłótni z Caps Lockiem ^^. Dedyczka dla.... nikogo. Tak jakoś nie wpada mi nic do głowy... Nie!! Dla zakochanej V. ^^ <3. Niech Tymbarki nie kłamią!!

******************



Zginiesz.
Zginiesz i zabijesz.
Zginiesz i zabijesz Jego.
 Zginiesz i zabijesz.
 Zginiesz.

- Wiem, że mnie chcesz, Kronosie, ale zostaw ją!
Orfeusz stał nad poruszaną drgawkami driadą. Nie musiało się to tak kończyć. Nie teraz. Nie tego dnia. Próbował przejąć władzę nad jej świadomością, lecz to nic nie dawało.

Zginiesz.
Zginiesz.
Zginiesz.
Zginiesz!!
    
Wycelował dłonią w jej pierś. Dziewczyna się dusiła. Musiał ją uratować. Podniósł pięść nad głowę. Z całej siły uderzył w mostek. Krzyk. Ból. Wszystko w jednej chwili zawirowało. Chaos. Eurydyka uniosła się ponad łóżko. Wszystko wokół niej rozsypywało się w pył. Orfez siłował się z jej mocą.
Tym razem nie wygra.
Moc córki Chaosu odrzuciła go na nieistniejącą już ścianę. Modlitwa. Czas. Koniec. Tylko to przychodziło mu do głowy. Dusza Dyki odrywała się od ciała. Uciekała od potwora. Była za słaba. Za słaba...
- Dość!
Wszystko stanęło w miejscu. Orfez nie wiedział, czyj to był głos. Rozejrzał się, ale nie widział nic. Wszystko delikatnie opadło na kawałek latającej ziemi.
- Patrzcie, co zrobiliście. Wszystko zniknęło. Nawet Gaja nie może się po czymś takim odrodzić. - Pojawiło się światło - Ja jestem Chaosem. Jestem matką wszystkiego. Matką Gai, Uranosa, Nyks... Jestem pierwszy i będę zawsze, ale to nie powód, by niszczyć moje dzieci. Ostatni raz odrodziłem Świat i więcej tego nie zrobię.
Światło przybierało formę. Stawało się człowiekiem. Stawało się kobietą. Zbliżało się do Eurydyki. Dotknęło jej serca. Uspokoiło. Potem zbliżyło się do Orfeza. Sięgało już dłonią jego serca, ale zatrzymało się, widząc jego łzy.
- Uratowałem ją. Nie płacz. Bądź spokojny o wasze życie.
- Nie. - Syn Ananke odwrócił wzrok od patrzącego boga. - Kocham ją. Chcę, by Kronos dał nam spokój. Zrobisz to dla mnie. Zrobisz to dla własnej córki?
Światło przybladło. Nigdy wcześniej nie chciał zabić własnego dziecka. A teraz... Nie zrobi tego.
- To nawet nie próbuj ratować Eurydyki. Bo to na nic ci się nie przyda.
Bóg pomyślał. Orfeusz był jeszcze młody. Wiedział jednak, czy ktoś kłamie. Jako pierwszy dostał moc widzenia kłamstwa, widzenia duszy. Ale to nie dawało mu nic.
- Spowoduję, że - chwila wahania - Nie będzie przez to cierpieć. Usunę z jej świadomości mojego syna.
Orfeusz miał jeszcze jedno pytanie. Warunek, który musiał być spełniony.
- Pokaż swoją ludzką postać.
Światło zamigotało. Nikt jeszcze o to nie prosił. Odsunęło się na kilka metrów od Herosa. Powoli gasło. A jak gasło, to przybierało jeszcze bardziej ludzką formę. Długie, o nieokreślonym kolorze włosy sięgał do stóp. Kolorowe oczy patrzyły spokojnie. Cała twarz sprawiała pozór spokoju. Łagodnie rysy, piegi, delikatny kolor skóry. Suknia była piękna. Jak druga skóra. Gdzieniegdzie przebijały się łańcuszki i ozdoby. Chaos w pięknej formie. Wo gule nie podobny do Eurydyki, myślał półkrwi.
- Przekonałeś mnie. Ale potrzebuję was. Wy zrobiliście, wy naprawicie. Spowodujcie pokój wszystkich bóstw.
Wszystko zniknęło. Czuli tylko własne dłonie. To misja na całe życie, a nawet na życie pozagrobowe.
Ja wygram.
Muszą ją wykonać. Dla Chaosu. Dla ich samych.





środa, 7 listopada 2012

Orfeo ed Euridice I


 Juuupi!! Kolejna część Orfeza i Dyki!! Z góry przepraszam za wszystkie błędy i dziękuję za wszystko wszystkim ^^




 ****************************



Zapomnij.
Zapomnij o nim.
Zapomnij o nim i o wszystkim.
 Zapomnij o nim.
Zapomnij.
- Nigdy! 
Eurydyka zeskoczyła z łóżka. Jej długie, szare włosy zabłysnęły w świetle księżyca. Była bliska odkrycia prawdy. Tak bliska... Ale musiała jej przeszkodzić Artemida. Bogini łowów prześladuje ją co noc i karze zapomnieć.
- Nigdy! Kocham go!! Nie zabierzesz mi miłości.
Oparła się ciężko o ścianę. Zaczęła cicho łkać. Zasłoniła twarz dłońmi. Powoli osunęła się na podłogę. Jej suknia zabarwiła się na czerwono.
Krew.
Czysta krew barwi jego pracę.
A ja sama na to pozwalam.
Wstała, otarła mokre policzki i wyszła z sypialni. Szła cicho korytarzami. minęła śpiącego Dionizosa. Jej bose stopy nie wytwarzały żadnych dźwięków. Chrapanie Chirona oddalało się pustym echem. Delikatnie pchnęła drzwi i wyszła. Widziała lepiej. Jest driadą i będzie driadą. Chyba...
Nie, dziecko. Jesteś moim jedynym skarbem. Nie rób tego.
- Muszę.
Eurydyka stanęła na gołej ziemi. Gdy jej stopa złączyła się z podłożem, pojawiły się kwiaty. Mnóstwo kwiatów. Szła powoli przez połacie ziemi. Szła i weszła do domku Hery. Posąg bogini patrzył na nią groźnie. Minęła go niewzruszona i siadła na czarnym piedestale. Podłoga się zatrzęsła. Rozbiła się na kilka części. Ze szpar wybiegły chmary owadów. Pstryknęła palcami. Pierwsza salwa zwierząt padła zabita. Ze szpary poczęły się wydobywać większe zwierzęta. Driada pstryknęła jeszcze raz. Znowu zginęły. Szpara stała się pusta.
Wejście do Hadesu. Tam powinnam być.
Machnęła ręką, by odepchnąć martwe zwierzęta. Postawiła kilka kroków w stronę Podziemia. Jasne światło z posągu Hery zasklepiło podłogę.
- Nie powstrzymacie mnie!!
Wystawiła obie ręce przed siebie. Zamknęła oczy. Z jej dłoni wydobywało się czerwone światło. Powoli i równo złączyła pięści. Trzymała teraz czerwone ostrze. Wbiła je w podłogę. Po sali rozpierzchł się krzyk bogini. W dali dało się słyszeć odgłos kopyt Chirona. Musiała się spieszyć. Wbiła ostrze głębiej. Kolejny krzyk.
- Eurydyko!
Od ostrza odciągnął ją mężczyzna. Nie szarpała się. Wiedziała, że jeśli to zrobi, to on sprowadzi na jej ciało ból. Pozwoliła się zaprowadzić na łąkę przed domkami. Czuła, jak igła wbija się w jej ramię. Czuła narkozę, która coraz szybciej ogarniała jej ciało. Zasypiała. Ale zrobiła swoje. Należy jej się odpoczynek...

Wstał, bo zmienić opatrunek na jej czole. Była za słaba, by iść do swojej matki. Odłożył zakrwawiony ręcznik. Do sali chorych wszedł centaur. Westchnął nad leżącą Eurydyką i zaczął rozmowę:
- Jej stan się pogarsza. Co widzisz, Orfezie.
- Skrzydła okryły jej ciało. Jest już tak słaba, że chce zejść do Tartaru. To źle.
- To bardzo źle. Jak myślisz, - Centaur zacisnął palce na mieczu - czy Kronos pragnie jej samej, czy tylko broni, jaką w sobie nosi?
Orfez zasłonił śpiącą dziewczynę. Odeszli na kilka kroków od niej.
- Myślę, że - przejechał palcami włosy - chce mnie.
Nastała niezręczna cisza, której nikt nie chciał przerwać. Obydwoje wiedzieli, że Kronos chce posiąść wzrok syna Ananke. Widział dusze, ich stany emocjonalne. Wiedział, że każdy coś ukrywa, ale przed nim nic nie ukryje. Był jedynym w historii świata, który znał każdego na wylot. A Eurydyka... Kronos nie musiał wbijać się do jej świadomości. Wiedział, że kocha Orfeza ponad i wykorzystał to.
- Musimy udać się do jej matki. Musimy udać się do Chaosu. W głębi ziemi.