wtorek, 14 stycznia 2014

Wywiad: definicja wiary

To już trzecia część wywiadu,  ale nie ostatnia. Tekst o wierze jest uniwersalny  Nie  jest żadnym odniesieniem do konkretnego, hmm... kultu czy religii. W zwyczaju ocenę tego tekstu pozostawiam wam.

- Czym jest wiara?
- Jest kulami, którymi się podpieramy, Gdy zabraknie nam już sił i nie możemy się podnieść. Te kule są magiczne, bo podpierają serce, pokazując, że człowiek może zrobić jeszcze jeden krok, wykonać jeszcze jeden jedyny ruch, który pozwoli mu żyć dalej.
Kule te znikają, gdy nie są nam już potrzebne, gdy tylko potrafimy sami zadbać o swe serce, a te kule zawieszamy na ścianie i zamieniają się w lustro, pokazujące " Ta osoba wierzyła, upadła, a potem wstała, by znów wierzyć". Lustro zmieni się z powrotem w kule, gdy człowiek przed nim upadnie, tak jak wiara upada.
- Czyli wiara jest kulami, które nas podpierają?
- Nie, człowiek jest wiarą, człowiek upada i się podnosi. Kule są powodem tej wiry, wzmacniają ją. Ale człowiek się zmienia, jak wiatr. Raz jest silny, a raz wcale go nie ma. Dlatego istnieją te kule i lustro. I człowiek oczywiście.
Bo wiara składa się z trzech elementów: Człowieka - samej wiary, jej istnienia; Lustra - motywacji wiary, jej wyników; i kul- siły, która ją wspomaga.
Tym jest wiara. Samym człowiekiem.

P.S.: Wiecie, co robi religia z człowiekiem? Ten przedmiot mnie zainspirował, ale też spowodował, że stałam się niewierząca. W każdym razie katolicy według mnie najczęściej korzystają z "kul" i zawsze wstają. Podziwiam Was, jako ta która już się nie podniosła, tylko leży na ziemi, patrząc w gwiazdy.

wtorek, 7 stycznia 2014

Powrót Bohatera

Ten krótki komiks nie jest mojego autorstwa, stworzyli go Kamil Boettcher i Michał Ochnik. Wpadłam na to, kiedy przeglądałam Kwejka, tak z nudów, podczas okienka w szkole.


Sami zobaczcie:


Powrót bohatera
 
 
Wzruszyłam się, po prostu taka mała łezka mi się w oku zakręciła. Pan Kleks jest jednym z twórców mojej wyobraźni i, może jednak, dzięki niemu powstało tyle dobrych opowiadań.
W każdym razie jego "moc", moc tek książki, w której jest głównym bohaterem teraz każe mi jej się odwdzięczyć, więc postanowiłam to opublikować wszędzie, bo Ambroży Kleks na to zasługuje,
bo każda książka z dzieciństwa na to zasługuje.
 
 
MI$KA
 

piątek, 3 stycznia 2014

Święta Święta A mnie nic na głowie ni mo!

Oto obrazeczek:
 
 
 Międzyświąteczny zajączek!!!
 
 
A tak poza tym, na ferie się Mi$ka ruszy i coś tam wstawi, słowo bożonarodzeniowowielkanocnego zajączka!!!

poniedziałek, 4 listopada 2013

Morderca

Co się stało?
Gdzie... Gdzie jestem?
...
Tu jest ciemno. Nic nie widzę. Boję się.
Błysk. Taki biały.
Jakieś szemrania.
...
Kto tu jest!
Odezwij się!
Czuję Twój oddech. Śmierdzi. I jest zimny, taki martwy.
...
Powoli odzyskują wzrok. Jakieś cienie, bardzo blisko.
Krzyczę, jak opętana.
Jesteś Potworem. Masz czarne, wyschnięte gałki oczne, zagłębione w oczodołach. Skórę też masz czarną, gdzieniegdzie popękaną. Jest naciągnięta na twoje kościste ciało, jakby się skurczyła. Cofam słowa ciało - to jest góra kości. Masz brązowe kły, cieknie z nich szara ślina. Szczerzysz je do mnie. Masz pysk smoka, ale dziurki od nosa masz pod oczami. Twoje skrzydła są jak nietoperza, żylaste i przyczepione do ramion, a wyrastają z kręgosłupa, przyczepione do długiej, ruchomej kości. Zamiast nóg masz kopyta, bardzo długie, zaostrzone. Masz też ogon - jak bat. Jesteś wielki, kucasz przede mną, ale wciąż jesteś wyższy jesteś ode mnie. Czego wcześniej nie zauważyłam - na czole masz plamę, z ostrymi krawędziami.
...
Gdy skulona płaczę gdzieś w rogu ciemności, ty przekrzywiasz łeb, mrugasz ciemnymi oczyma i wydajesz przeraźliwy dźwięk, bardzo wysoki, groźny ale niesłyszalny dla człowieka. Ale ja nie jestem człowiekiem - jestem Herosem zrzuconym do Tartaru - słyszę każdą głoskę.
Zatykam uszy, bo zaczynają mnie boleć. Wrzeszczysz dalej, doprowadzając do tego, że moje bębenki pękają. Ale dalej cię słyszę. Płaczę jeszcze gorzej.
...
Czego on mnie zrzucił. Kochałam go. Ale miał tak przerażoną minę, gdy spadałam. Krzyczał moje imię - Rayana. A ja wspominałam jego - Grom.
...
A ty jesteś moim utrapieniem, zabójcą, gorszym od śmierci, wzroku Meduzy i Kronosa. Jesteś starszy od Chaosu.
...
Jesteś Dolofónos. Jesteś Mordercą. I teraz mnie zabiłeś. Zabiłeś moją duszę.
...
Teraz ja Jestem tobą. I zabijam.
A zacznę od Groma.

piątek, 20 września 2013

Kolejna porcja rysunków

Stęskniliście się za mną? Jasne że nie ^^. Bo kto by chciał tęsknić, jak nikogo nie było od bodajże miesiąca, albo i dłużej (szczerze to nie chciałam patrzeć) XD. Ale teraz powrócicie, bo mam coś nowego.

***

Może kilka rysunków na rozgrzewkę?
 
↓↓↓

NUMBER 1
 
 
Ich spotkamy w kolejnej cz Oriany w której jestem w połowie (bo na razie Nereusa kończę).
Tak jakoś szybki szkic był ^^
 
 
NUMBER 2
 
 
 
Nie wiem, dlaczego wyszła mi lustrzanka, ale to jest nasza Oriana z Piosem, kolejny szybki szkic.
 
NUMBER 3
 
 
to z kolejnego opka, które też niebawem zobaczycie, jak na razie pozostawiam wam niezbyt rażącą oceną ^^ (za dużo tych emotków)

 
NUMBER 4
 

 
I kolejne z nowego opka, tym razem jest to główna bohaterka, na tym drugim pokazuje swój piękny tatuaż, co to jest? Cerber, pies podziemi ( fatalnie zrobiony)
 
NUMBER 5

 
A to jakaśtam dziewczyna z dziwnym zębem i fajnymi włosami
 
NUMBER 6

 
Rysunek dłoni, wiem palce trochę za chude ale tak wyszło; I do dziś nie wiem co to za plama na środku ręki (piwo dla tego kto wie)
 
NUMBER 7

 
Kolejne dłonie (tym razem bez plam ^^)
 
NUMBER 8 

To ta, której imię wymawia Oriana pod koniec 1 cz.
Tak Cyntia ma tak wyglądać (wyjęta prosto z afrykańskiego buszu)
 
 
NUMBER 9
 
 
Kolejna jakaś tam dziewczyna, tym razem bardziej muzycznie
 
NUMBER 10

 
Percy i Annabeth w wersji wampirskiej (prosto z Nereusa) Co o nich myślicie?
 
NUMBER 11

 
Zły Adam (więcej nie powiem ^^) z Nereusa


NUMBER 12
 


 Eee... Babka na strusiu  z tatuażami na twarzy ^^



I to by było na tyle. Do zobaczyska ludzie

MI$KA

środa, 22 maja 2013

Nowi Bogowie I

Co o tym sądzicie? To początek czegoś zupełnie nowego, nowych bogów. Ocenę tego opowiadania, jak zwykle pozostawiam wam.
P.S.: Wktrótce dokończę pozostałe i dodam jedno (jednoczęściówkę) opowiadania/ W końcu nadrobię zalegołości.
A jak na razie życzę miłej lektury.




- Opowiedz jeszcze jedną historię!!
- Jest już północ. Idź spać
- Najpierw historia.
- Ok. - Przykryłam malca kocem. Widział we mnie coś niesamowitego. Przeszłam do opowieści.

۴ ۴ ۴

Biegłam tak już tygodnie. Mijałam tylko drzewa. Drzewa. Zapach potwora zniknął. Wspięłam się najwyżej jak mogłam. Zwinęłam się w kulkę i zasnęłam. Te cholerne wizje. Czego ja muszę je mieć? I na dodatek dotyczą tych opieszałych dzieciaków.

۴ ۴ ۴

- A nie mówiłam, że ona wie!
- To jak ją znajdziemy?
- Nie wiem! Ty jesteś od myślenia.
- Taa, a ty jesteś od pomysłów.
- Oj weź Kivuli.
- Ile razy mam ci powtarzać! Nie mów do mnie Kivuli tylko Kiv!!
- Zrobię tak, jeżeli ty w końcu powiesz do mnie  Mwanga, zamiast mango!!
Twarz dziewczyny poczerwieniała. Nienawidziła tego przezwiska. Jak on mógł tak ją nazwać? Wstrętny dzieciuch. W końcu jest od niego o cały dzień starsza. Uśmiechnęła się drwiąco. Wyszła z pokoju, mijając zauroczoną siostrę. Ghururi stała nad jakimś śmiertelnikiem. On gapił się na nią ze śliną na twarzy.
- Ghururi?
- Tak, Mwango?
- Uważaj na niego.
- Dlaczego.
- Od wieków ustawiono, że nie będziemy wiązać się ze śmiertelnymi, nieprawdaż?
- Tak, siostro.
- Malkia i Mfalme spłodzili dwudziestkę szóstkę dzieci. My, czyli bogowie władamy Nchi rozważnie. Nie popełniamy błędów. Nie mamy dzieci. Nie zakochujemy się w śmiertelnych.  Zajmujemy się tylko tym, do czego stworzyli nas Wazazi.
Mwanga powróciła do swej komnaty szczęśliwa z przemowy. Opadła na łóżko. Przysłuchiwała się myślom małej dziewczynki. Mdogo miała piękne wspomnienia.
- Nie dobieraj się do mnie!
- Skąd wiesz, że się do ciebie dobieram?
- Bogowie mi to powiedzieli.
- Bogowie mają cię gdzieś, Mdogo!
Dziewczynka uciekła. Plątała się przez korzenie. Niedługo świtało. Skuliła się gdzieś w gałęziach.
Ciekawe - Myślała - Jakież ona ma ciekawe życie. Mam dużo czasu, by się jej przyglądać. - Uśmiechnęła się do siebie. Położyła się na plecach by witać światło poranka. To jej czas. Jej żółte loki świeciły. Białe oczy zmieniły się w płonące jasnymi promieniami ogniki. Bogini zmieniła się w światło. Wyleciała ze swojego pokoju przez okno. Daleko dostrzegła malutką planetę. Nchi oplatały poranne jęzory ognia.

۴ ۴ ۴

Jak ja dorwę tą Mwango to ją zabiję. Czego ona mi to robi. Nie chcę widzieć jej życia. Spadłam z drzewa. Z grzmotnięciem uderzyłam w ziemię. Bogowie! Czego mi to robicie? Co ja takiego wam zrobiłam? Zaczęłam szlochać. Głośno szlochać.
- Zawsze byłaś dzielna, córo moja.
- Mama... - szepnęłam - Jak to? Malkio, przepraszam za przerwanie ci spoczynku. Chciałabym...
 Bogini kucnęła naprzeciw mnie. Nie śmiałam spojrzeć w jej oczy. Palcami zmusiła mnie bym patrzyła jej prosto w oczy.
- Pani, nie jestem godna...
- Ależ jesteś, moja córo. Najmłodsza, oto twoje imię. Najmłodsza z bogów.
- Ależ, pani...
Bogini podniosła mnie z ziemi. Czułam jak odrywam się od podłoża. Nchi oddalała się. Po chwili stała się tylko małym punkcikiem na tle nieba. Malkia prowadziła mnie do zamku. Jej biało-złota suknia płynęła na niebie. Minęłyśmy Mwango, czerwieniącą się ze złości. Warto było zobaczyć ją w blasku promieni, wprost kipiącą z wściekłości. Włosy latały jej na wszystkie strony. Uśmiechnęłam się w duchu. Teraz wytrwać. Zamek był otoczony czarną mgłą. Nad nim lśniła kolorowa łuna - symbol Wazazi. Twierdza była naszpikowana wieżyczkami. Wiedziałam ile ich jest. Dokładnie jest ich dwadzieścia sześć. Każda dla innego boga. Wazazi mieli twierdzę w środku zamku. Ale razem ze mną powinno ich być jeszcze jedna. To dlaczego nie widzę jeszcze jednej wieży? Obok mnie, trochę szybciej przepłynął Moto. Dosłownie płonął. Za nim dumnie sunęła Kifo. Płakała. Ale zamiast łez z jej oczu wypływały dusze, by potem zmienić się w gwiazdy. Czarna suknia współgrała z wielkim kapturem. W oknie jednej z wieżyczek zauważyłam sunącego ku Nchi Kivuli. Malkio zatrzymała go i posłała z powrotem do wieży. Wpłynęłyśmy do twierdzy Wazazi. Wszystkie dwadzieścia sześć bóstw usiadło przy okrągłym stole. Każde krzesło było kanciaste i takie samo - nijakie i czarne. Malkio wskazała mi jedno z nich. Usiadłam posłusznie. Rozbrzmiały fanfary, lecz to nie była zwykła muzyka. W niej czaiła się moc. Wszystkie bóstwa zapłonęły swoim blaskiem. Widziałam oślepiającą jasność od Mwango i senną ciemność od Kivuli. Ręką zasłoniła oczy. Ktoś zabrał mi nią z oczu, przez co wpadałam w mroczny nastrój tego miejsca. Na zmianę opadałam z sił i znów mi ich przybywało. Dźwięk zastygł w powietrzu. Coś uniosło mnie ponad stół. Wyrwało mi oddech z płuc. Szarpałam się z powietrzem. Na dole słyszałam kłótnię. Bogowie się nie kłócą. To jest niemożliwe.
- Upepo zostaw ją!
- To śmiertelna!
- Synu, postaw moją córę, a swoją siostrę na ziemię, ale to już!
Poleciałam w dół. Krzyknęłam z bólu. Uderzyłam plecami o róg krzesła. Coś chrupnęło mi w karku. Osunęłam się na ziemię. Wciąż słyszałam, ale nic nie widziałam. Nie mogłam się ruszyć. Straciłam czucie w kończynach. Nie potrafiłam wydobyć z siebie dźwięku. Jedyne, co by to było, to tylko wrzask. Ktoś do mnie podbiegł. Usłyszałam piękny, śpiewny głos:
- Matko. Ona umiera.
Znów kłótnie. Po policzku spłynęła mi łza żalu. Miałam odwagę? Chyba tak. Wzięłam głęboki oddech.
- Cisza! Jak możecie się kłócić. Uważają was za wzór. - płakałam - Modlą się o wasze względy. A wy tak po prostu napieracie na siebie. Jesteście bogami! Nie jesteście ludźmi. Macie największą władzę lecz najprostsze problemy rozwiązujecie kłótniami i walką.
Poczułam przyjemne ciepło. Ból w plecach ustał. Powoli wracały kształty sali do moich oczu. Palce mi drżały, czułam to. Ktoś mnie podniósł. Czułam się senna, bardzo senna. Zamknęłam oczy. Cicha kołysanka obijała mi się o czaszkę. Spałam.

۴ ۴ ۴

Mwango krzyczała na swoją matkę. Malkia w ciszy słuchała skarg bogini. Potem wstała i zniknęła w cieniu. Wściekła jeszcze córka opadła na łóżko i zaczęła płakać.
- Zostaw mnie!!
Machnęła świecącą dłonią. Wizja zamazała się ale nie zniknęła. Ona dalej płakała. Do komnaty wleciał cień. Kivuli usiadł na brzegu łoża. Mwango zacisnęła palce na jego dłoni. Zdziwiony nie cofnął jej. Ona przyciągnęła go do siebie. Przytuliła. Całowała po szyi. Powoli wędrowała do ust. Zatrzymał ją. Siedzieli w bezruchu. Jej szkliły się oczy. Po policzku spłynęła świecąca łza. Otarł ją. On też płakał. Jego policzki pociemniały. Powoli zbliżali się do siebie. Zamknęli oczy. Byli tak blisko. Ustami musnęła jego wargę. Chciała się odsunąć lecz on na nowo ją przycisnął do siebie. Ich usta były ściśnięte. Całowała go przez chwilę. Potem ocierała wargami jego szyję, ramiona. Zaczęła całować go po torsie. Przerwał im trzask zamka. Do komnaty wpadła Ghururi.
- Zwariowaliście!!
Wyrwała siostrę z uścisku. Zaczęła nią potrząsać. Bardzo mocno. Wbiła jej długie paznokcie w ramiona. Z ran sączyła się Damu. Błyszczała wszystkimi kolorami. Kivuli oderwał boginie od siebie. Rzucił Ghururi na łóżko. Mwango siedziała sztywno na podłodze. Milczała. Głos zabrała Ghururi:
 -Wy nie możecie! Nie popełniajcie tego błędu! Nie popełnijcie tego błędu co Inledda i Uepesi!
Wybiegła z pokoju cała we łzach, które spadając pozostawiały małe różyczki. Kivuli zniknął, pozostawiając za sobą czarny cień. Mwango na nowo zaczęła szlochać. Popatrzyła wprost na mnie.
- Niemożliwe... Masz o tym nikomu nie powiedzieć. Jak ktoś się dowie, to już nie ujrzysz światła na Nchi. Obiecuję ci to!

۴ ۴ ۴

Usiadłam. Przed oczyma miałam obściskującą się parę bogów. Do pokoju wszedł Hakuno. Stał i rozglądał się. Nic niezwykłego, ot tak zwykła komnata nastolatki. Nie wiem dlaczego, ale chętna byłam mu wyrwać serce z ciała.
- Czego chcesz?! - prychnęłam.
Bóg gapił się na mnie pustymi oczami. Powoli zmierzał ku mnie. Wystraszona cofałam się. Ściana mnie zatrzymała. On był coraz bliżej. Lewą ręką oparł się o ścianę. Przestałam oddychać. Nadal wbijał we mnie ten pusty wzrok. Prawą dłonią przycisnął moją szyję do ściany. Wydałam cichy pisk. Zamknęłam oczy. Czekałam kilka sekund. Poczułam drżenie na ustach. Dziwne drżenie. Gładził mnie po policzku. Nie mogę. On... Pchnęłam go na łóżko. Wstał i sytuacja się powtórzyła. Tym razem nie mogłam się ruszyć. Płakałam. Całował mnie po szyi. Nie mogłam nic zrobić. Zamek niebezpiecznie chrząknął. Hakuno zniknął. Rozpłynął się w powietrzu. Stałam gapiąc się na ruszającą klamkę. Ktokolwiek kto próbował tu wejść nie miał szans pchnąć drzwi. Słyszałam głos.
- Mdogo? Otwórz. Nic ci nie chcę zrobić.
Słodki głos Ghururi. Przez chwilę jeszcze walczyła z nieszczęsnym zamkiem, ale odpuściła i odeszła. Opadłam na podłogę. Lekki powiew wiatru musnął mnie po policzku. Pojawił się Hakuno. Uśmiechnął się. Podniósł mnie jedną ręką i rzucił w pościel. Nie mogłam wydusić z siebie dźwięku. Czekałam. Nie pozwolił mi się ruszać. Zaczął mnie muskać wargami po szyi. Nie mogłam się wyrwać. Powoli rozpinał mi koszulę. zacisnęłam powieki. Huk. Drzazgi. Wielki hałas. Rozchyliłam powieki. Nade mną nachylała się Ghururi. Gładziła mnie po policzku. Zasnęłam. Znowu.

۴ ۴ ۴

- Hakuno!
Ghururi wybiegła z mojego pokoju. Goniła za powietrzem. Zacisnęła dłoń na białej łunie. Pojawił się. Szarpnęła go tam, gdzie spałam. Wyglądałam strasznie. Poszarpane ubranie, brudna twarz. Cała się trzęsłam, po moich policzkach spływał pot. Kazała mu na mnie spojrzeć. On nadal gapił się przez okno. Zacisnęła żelaznie palce na jego twarzy i przekręciła ją tak, żeby patrzył tylko na mnie.
- Coś jej zrobił!!! To jest jeszcze dziecko. Jak mogłeś, Hakuno...
- To nie twoja sprawa, Ghururi.
- Zakochałeś się. Ale miłość nie jest tego warta.
- Miłość jest warta wszystkiego, sama o tym wiesz, siostro.
Patrzyła jeszcze jak odchodzi. Potem skierowała wzrok na mnie. Uniosła mnie i ułożyła w łóżku. Przykryła jedwabną pościelą. Śpiewała. Pięknie śpiewała. Miłosna piosenka. Dziewczyna umiera za chłopcem. Kifo spóźniła się trochę. Ona mogła pocałować go po raz ostatni. Wbiła sobie jego sztylet. I prowadzona jest razem z nim i Kifo. Zostają zamienieni w stykające się gwiazdy, które co sto lat zamieniają się w jedną. Potem odeszła. Patrzyłam na samą siebie. Mała dziewczynka. Leżała taka bezbronna. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Dużo łez. Tak wiele, że zaczęły kapać z łoża. Płynęły schodami w dół. Wypłynęły z zamku. W powietrzu chlupały do Nchi. Minęły białego Ukungu. Spadły na Nchi. Tworzyło się jezioro. Zalewało wioski. Coraz większe. Rozdzieliło miasta. Zasłoniło lasy. Spadła ostatnia kropla. Z dala patrzyłam na kiedyś zieloną Nchi. Teraz spowił ją błękit. Błyszczał. Jakby mrugał do wszystkich bogów. Wizja się rozmyła.


۴ ۴ ۴

Wyskoczyłam z łóżka. Nie było ani ślady łez. Tylko biały proszek na podłodze. Roztarłam go w palcach. Polizałam. Wyplułam sól. Słone morze. Wyjrzałam przez okno. Planeta była niebieska. Słyszałam krzyki bóstw. Rozejrzałam się. Każde z nich zatrzymało się w bezruchu. Kifo już leciała po dusze. Musiała je przyprowadzić. Co ja mam zrobić?

środa, 13 marca 2013

Moje Psychiczne Sny

Wpadłam na taki głupi pomysł, żeby opisywać swoje sny. Wiem, wiem, co zaraz powiecie: To super pomysł! Ekstra!; ale wierzcie to nie jest super pomysł. Nie odpowiadam za szkody wyszkodzone poprzez przeczytanie tych tekstów, ani fizyczną, ani psychiczną, ani nawet emocjonalną. Zapraszamy na film...


 Był taki zwykły poranek. No taki dziwny poranek. Czekałam z bratem na samochód. A dokładniej, na samochód ojca. Staliśmy gdzieś pomiędzy Zieloną Galerią, Kauflandem a Biedronką. Słońce świeciło.
 Auto pojawiło się. Było czarne jak noc. Drzwi otworzyły się i usłyszałam, jak mój ojciec każe nam szybko wsiadać. Mój brat siadł na siedzeniu obok kierowcy. Dziwiłam się, bo mój ojciec nie umie prowadzić.
 Silnik zacharczał, ale nie mógł ruszyć, nie pozwoliłam na to. Zahaczyłam ręką o siedzenie i trzymałam. Krzyczałam o pomoc, aż zjawił się mój kolega z klasy, tak zwany Mikołaj K. pseudo Miki. Pomógł mi powstrzymać auto. Wyciągnęłam brata i ruszyłam pod Internus obok Biedronki.
 Tam wykłócałam się z chińczykiem(?), tłumacząc mu coś, czego nie rozumiał. On coś mówił dalej.
 Aż naszła mnie chęć na krew.
 I nagle ciągnęłam Mikiego pomiędzy budynki. On bez przerwy marudził. Pchnęłam go na ścianę i pocałowałam. Wreszcie się przymknął, pomyślałam. Wgryzłam się w jego szyję i poczułam słodko-metaliczny smak krwi.
 I wtedy się obudziłam


 Siedziałam w zatłoczonej klasie. Po niej krążył nauczyciel. Obok mnie siedział chłopak i jakaś dziewczyna. Odwróciłam się do niej. Ugryzł ją. Potem odwrócił się do mnie i wbił kły w moją krtań. Bolało. Bolało okropnie. Wyrwałam się z jego objęć. Krzyczałam, zaczęłam panikować. Ktoś przyłożył mi biały ręcznik do rany. Trzymałam go przy szyi cały czas czując ból. Wyszłam na korytarz.
 Nagle znalazłam się w jakimś zamku. Budawali go budownicy, a ja nadzorowałam pracę. Co chwilę jakiś kamyk wychodził ze swojego miejsca i trafiał na inne.
 Oprócz mnie ktoś jeszcze tu stał. Na ulicy (bo teraz znalazłam się na słonecznej ulicy) stali rzymianie. Tak rzymianie, ci z Percego (anonimowi, nie konkretne postacie). Ja byłam grekiem. Dziewczyna krzyczała na dwóch chłopaków, że zachowują się jak grecy. Młodszy, jeszcze pięciolatek odszedł, a starzy nawet ode mnie czekał. Dziewczyna wypominała mu nierzymskie zachowanie, i chwaliła siebie, że sama jest pełnoprawnym rzymianinem. Odeszła naburmuszona.
 Chłopak opiekuńczo objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w dżinsową kurtkę.

 Byłam Frodem. I szłam na walkę. W dłoni trzymałam sztylet, który w dotyku był jak mały gwóźdź. Biegłam przez pustynię. Naprzeciw mnie stanęła elfka. Wyciągnęła swój miecz i dźgnęła mnie w prawe płuco. Zacisnęłam zęby i wbiłam sztylet w jej brzuch. Krew zabarwiła na czerwono jej ubiór. Ból trzymał się aż do chwili na półśnie.


 Siedziałam z aparatem w kinie. Robiłam zdjęcia. Nagle jedno wydało mi się podejrzane. Podeszłam w panice do koleżanek. Nic nie wydało się w nim dziwne. Wróciłam na swoje miejsce.
 Nagle z ludźmi zaczęło się dziać coś nieprawidłowego, coś na kształt zombie. Panika ogarnęła nie tylko kino ale całe miasto.
 Ewakułowałam się schodami. Towarzyszył mi owczarek niemiecki. Pokonywałam schody, tunele, łamałam tablice zakazyjne na drogach.
 Aż wyszłam na zewnątrz. Byłam dorosłą, średniowieczną kobietą. Pies zamienił się w chłopca ze skrzydłami.
 I pojawił się bóg. Zalał całe miasto uciszając je na trochę. Miasto (co dopiero teraz zauważyłam) było średniowieczne. Obok mnie stał przystojny mężczyzna, ale złodziej. I to mi się nie podobało. Rozpoczęliśmy walkę.
 Ale nie poznałam jej wyników. Na niebie pojawił się złoty smok. Zamiast oczu miał światła, a za jego plecami błyszczała ciemna czerwień. Czułam jego ból, jego rozpacz. Mówił mi, że umiera. Wszyscy na niego patrzyli. I nagle zniknął.
 - Zginął - stwierdziłam. I sen się skończył.


 Spałam spokojnie w łóżku, a tu nagle znalazło się w nim dziecko, a właściwie niemowlę. Kwiliło i kwiliło, a ja wpychałam mu do ust materiał, chcąc je uciszyć. Nic. Do pokoju wszedł mój brat. Zamarłam bez ruchu.
 Obudziłam się w łóżku w nowym domu. I znowu to dziecko. Zakwiliło u na górze pojawili się moi opiekunowie. Kobieta dała mu butelkę mleka, a opiekun wypytywał mnie o fakty związane z moją ciążą, której nie było a tym dzieckiem. Pokazywałam mu zdjęcia sprzed kilku miesięcy, że nie mam brzucha, ale on uważał, że byłam w ciąży, bo miałam tam obwisłe biodra (?). W końcu uwierzył, gdy zobaczył moje zdjęcie w skórzanej kurtce. I sen się skończył.


 I tyle jak na jeden raz. Czekam na stwierdzenia, pytania i zażalenia. I weź tu ogarnij życie, jak sen nie jest normalny. :-)

czwartek, 7 marca 2013

Kilka obrazków z programu do rysowania na tablecie

Wiem, strasznie długi tytuł, ale co poradzić, że zapomniałam nazwy tego programu :-) . No, a teraz przejdźmy do rzeczy:
 no to nie jest dzieło sztuki, ale wtedy zaczynałam i nie wiedziałam, co czym jest. Przedstawia dziewczynę(ale jesteś spostrzegawcza Miśka), a właściwie pewna tajemnicza dziewczyna ^^. Dalej wymyślajcie sami.
 A to ma już większy sens. To są schody gdzieś w górach, w dzikiej krainie. Jak już wcześniej mówiłam, zadziałajcie wyobraźnią!
 A to moje ulubione. Anioł Życia z mojego drugiego bloga. To różowe to skrzydła, a zielone to tył głowy z kucykiem (bo mój braciszek ujął to jako dwa arbuzy i różowe gniazdo -,-).



 Jak na razie tyle. Program jest super, ale niektóre rysunki w ogóle mi nie wyszły, dlatego jest ich tak mało(tak działa moja niecierpliwość i niechęć powtarzania tych samych rzeczy dziesięć razy pod rząd). No to do zobaczenia następnym razem.

wtorek, 11 grudnia 2012

1000 wejsc!!!!!

Nie wierze po prosro nie wierze w to co widze! Mam 1000 wejsc!

Dziekuje dziekuje wam wszystkim!

czwartek, 22 listopada 2012

Orfeo ed Euridice III

 Przeprasam, że takie krótkie, ale mam zarwanie głowy. Nauczyciele jakieś projekty w 2 klasach wymyślili i nie mam zbytnio czasu. Ale jest. Czekam na pytania.

************



Ciemność. Czarna i ogromna. Długie włosy szeleszczące w jaskini. Śmierć. Koniec. Nie wiedziała, jak to się zakończy. Musiała go znaleźć. Musiała go poskromić. 
Wycie.
Kwasowy oddech i zaostrzone pazury.
Potrójne sapanie.
Zaczęła biec. Jak długo już szuka tego miejsca? Nie wie. Potknęła się. Ból przeszył jej kostkę. Nie mogła się poddać. Wstała i biegła dalej. Płakała ale nie przestawała.Odgłos twardych łap odbijał się echem po jaskini. Modliła się. Nie do matki. Nie do Zeusa. Do Hadesa.
Wysłuchaj mnie.
Wysłuchaj mnie choć raz.
Wysłuchaj mnie choć raz i pomóż mi.
Wysłuchaj mnie choć raz.
Wysłuchaj mnie.
Poczuła dziwny chłód. Ktoś ją złapał. Było za ciemno, by widzieć jego twarz. Przerażający chłód trwał kilka sekund. Zacisnęła powieki.
Upadła. Otworzyła oczy. Wokół stały szkielety. Uzbrojone. Przeszedł po niej dreszcz. Trzymająca ją osoba osunęła się na podłogę. Oddychała ciężko. Chłopak. Czarne włosy zasłaniały przymknięte powieki. Słyszała jego wątłe serce. Nie potrafiła leczyć. Ale mogła uspokoić. Wsunęła dłoń pod skórzaną kurtkę. Serce zwolniło. Spał.
- Czego ode mnie chcesz, Eurydyko.
Gwałtownie odwróciła głowę w stronę siedzącego boga. Wstała, by potem się ukłonić.
- Chcę pokoju. Pokoju, który zarządziła moja matka. Między wami wszystkimi.
Władca podziemi wstał i podszedł do dziewczyny. Spojrzał na nią i minął ją. Uklęknął przy swoim synu. Położył mu dłoń na czole. Chłopak gwałtownie wciągnął powietrze. Pochylił się i kaszlał. Z jego ust leciała krew. Wypluł ją i przetarł usta.
- Pokoju, mówisz? Niech Apollo uleczy Nica. Podróże cieniem coraz gorzej na niego działają. Wtedy pogodzę się ze wszystkimi, nawet moimi braćmi.

Orfeusz minął ciemny zaułek. Jeszcze tylko kilka metrów.  Dotrze do niego. Nagle czarny cień przebiegł przed nim. Wyjął miecz zza pasa. Cień przebiegł jeszcze raz. Gwałtownie oparł się o ścianę. Cisza. Cisza...
To źle. To bardzo źle.
Cień opadł na niego. Nie był ciężki. Syn Ananke z łatwością zrzucił go z siebie. Warknął. Heros miał przed sobą białego psa. Czerwone ślepia iskrzyły się na sierści. Był ogromny. Długie, umięśnione łapy podtrzymywały równie umięśnione cielsko. Twardy, szybko poruszający się ogon ciął powietrze. I jeszcze te śnieżnobiałe kły. Ostre niczym brzytwy. Zraniłyby tylko za dotknięciem.
Zwierze pochyliło przed nim głowę. Nie wiedział, co ten gest ma oznaczać. Wstał, ale pies znów warknął, na co znów usiadł na ziemi. Złożył nogi po turecku i zaczął się modlić.
Matko.
Matko moja.
Matko moja, pomóż
Matko moja.
Matko.
Nie wiedział, że patrzy na kogoś, kogo zna. Zamknął oczy. Powtórzył jeszcze raz modlitwę. Cichy szelest zdezorientował go. Powoli rozchylił powieki.
Kobieta. Białe włosy były krótko obcięte. Cera jasna, bez żadnych znaków starzenia się, czy pieg. Pełne, czerwone usta. Prosty nos. Czerwone oczy. Suknia sięgająca do kolan. Biała suknia.
- Synu. Pomogę ci.
Wstał i uchylił przed nią głowę. Nabrał powietrza by mówić, ale nie mógł wydobyć z siebie słowa. Wypuścił je z płuc. Wciągnął zapach uliczny, ale tym razem powoli dobrał słowa.
- Dziękuję ci... Matko... Ja... My... Chcemy pogodzić ich... Ale każdy z nich coś chce... Dlaczego?
Podniósł głowę, by przejrzeć jej duszę. Równie białe skrzydła oplotły ją szczelnie. Nie mógł dojrzeć nic w jej sercu.
- Synu. Jestem boginią zaślepienia. Nie przejrzysz mnie. - uśmiechnęła się opiekuńczo - Tak samo, jak ciebie nikt nie przejrzy. Docierasz do dusz, ale one chcą czegoś w zamian. Nic nie zrobisz.
Zaczęła się rozmazywać. Białe opary chyliły do snu. Widział tylko ciemność.
Nie wygrasz. Nie wygrasz. Nie wygrasz...